Forum Nieoficjalne forum serwisu opowiadania.pl

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Fetch - Prośba o krytykę.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum serwisu opowiadania.pl Strona Główna -> Powieść
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Urozmaicona
Podpieracz ścian literackich
Podpieracz ścian literackich



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:56, 08 Lut 2009    Temat postu: Fetch - Prośba o krytykę.

Witam.

Chciałam zamieścić kawałek opowiadania/powieści którą tworzę. Pomysł zrodził się w mojej głowie dość dawno temu. Można powiedzieć, że teraz dopiero układa mi się we łbie. Chcę stworzyć coś nie banalnego. Coś, co będzie na tyle ciekawe, że ludzie będą chcieli to czytać. Nogami i rękami bronię się przed typowym romansidłem i stereotypowymi bohaterami.

Z racji na to, że lubię gubić wątki i gmatwać straszliwie w fabule chciałam prosić o obiektywną ocenę zamieszczonego kawałka. A także o wskazówki na przyszłość. Pomysł wciąż jest w fazie plastelinki. Jeszcze wszystko zmieniam i układam. Dlatego śmiało możecie skrytykować całość. Całość, a raczej 8 stron. Bo tyle udało mi się na razie napisać.

Z góry dziękuję za cierpliwość i chęci pomocy.
Pozdrawiam.

Z racji na ograniczenia forum zamieszczam całość w taki sposób. Później dodam po prostu link do pliku. Miłego czytania:
- - - - - - - - - - - - - - -
FETCH


***

Obudziłam się i spróbowałam otworzyć oczy. Moje powieki były jednak tak ciężkie, że dopiero po kilku minutach udało mi się je podnieść. Przez gęstą mgłę ledwo dostrzegłam kontury pomieszczenia. Zamglony pokój? Dym? Nie... Zamrugałam i spróbowałam wyostrzyć wzrok. O, dużo lepiej. Trochę poraziła mnie nieskazitelna biel czystej pościeli, która byłam przykryta. Chciałam się podnieść, żeby zobaczyć więcej, ale tępy ból unieruchomił moje ciało i uniemożliwił mi obserwację terenu. Syknęłam i zmrużyłam oczy. Gdzie ja jestem? W szpitalu? Chyba tak. Ale dlaczego? Zamknęłam powieki i zamyśliłam się jednocześnie zbierając siły, by za moment znów spróbować wstać. Jedyne co pamiętałam to... Nic. Gdy doszłam wreszcie do tego jakże odkrywczego wniosku, uśmiechnęłam się lekko sama do siebie. Mamy już jedną pewną rzecz, utratę pamięci. Co jeszcze... O, potrafię logicznie myśleć. Myślę, więc jestem. Następne pewne rzeczy. A jak myślę, to znaczy, że nie jestem roślinką. Miło... Mózg mam chyba cały. Ale co z resztą ciała? Boli, więc też jest. Oh, jakie to przyjemnie wiedzieć, że ma się wszystko, co powinno się mieć i że przynajmniej znajduje się w jednym kawałku. Tylko dlaczego mi tak strasznie zimno? Może mnie zamrozili? To też miłe... I ciekawe. Trochę się zdenerwowałam. Co ja tu właściwie robię? Może powinnam kogoś zawołać? Na pewno ktoś przyjdzie. Po chwili zastanowienia otworzyłam usta chcąc oznajmić krzykiem, że właśnie się obudziłam, chciałabym się kilku rzeczy dowiedzieć i przy okazji coś zjeść, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Dopiero teraz poczułam zalegający w gardle gęsty śluz. Nie mogłam go ani wypluć, ani wykrztusić. Zatkał mi przełyk jak korek i nie pozwalał na swobodne oddychanie. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć?! Cholera... Byłam coraz bardziej przerażona. Miałam wrażenie, że zaraz się uduszę, że umrę. Wrażenie, ba. Miałam pewność. Ale... Nie chcę! Rozpaczliwie próbowałam wepchać do płuc choć trochę powietrza... Nagle moje ciało przeszył ogromny ból. Jego niespodziewanie wielka siła i natężenie sprawiły, że zgięłam się w pół i rozwarłam usta w niemym krzyku. Tym sposobem wyplułam zalegający śluz i ubrudziłam całą pościel żółcią i krwią. Trzęsąc się jak osika, chwilę przyglądałam się plamie na białym materiale...


***

Patrzyli bez wyrazu, w ciszy i skupieniu. Kilka osób na różnym stanowisku, różnej płci, różnego wieku. Stali z boku, tuż przy szybie i obserwowali dziewczynę zamkniętą w pokoju zbudowanego z weneckiego lustra - pomieszczeniu bez drzwi. Wysoki mężczyzna w białym fartuchu zapisywał coś w czarnym notesie mamrocząc pod nosem, że do doświadczeń nie powinno się używać słabej płci. Tuż przy nim stała jasnowłosa kobieta, również w jasnym uniformie. Wyglądała na przerażoną i zniesmaczoną. Na jej twarzy malowało się obrzydzenie. Ciągle jednak wpatrywała się w szklaną taflę, choć to co było za nią wyglądało tak ohydnie... Podłoga dookoła łóżka była zabrudzona wymiocinami, kołdra splamiona posoką. Zlepione potem włosy postaci, leżącej w tym syfie zasłaniały jej twarz. Blondynka była bardzo wdzięczna, że to pomieszczenie jest szczelnie zamknięte i posiada osobny system wentylacji. Smród w pokoju był zapewne nie do wytrzymania.
„Jak nic bym się zrzygała...” – Pomyślała i skrzywiła się. Najprawdopodobniej widziała ten proces po raz pierwszy. Jednak nie raz nasłuchała się o jego przebiegu. Przecież była specjalnie szkolona do „odbierania porodu”, jak to potocznie nazywali między sobą naukowcy z organizacji. Przestudiowała tyle różnych przypadków, ale nie miała pojęcia, że całość przebiega w tak odrażający sposób.
Sobowtórowanie. Czy po czymś takim, nadal mieliśmy do czynienia z tymi samymi ludźmi? Ich umysły, przeniesione do nowych, ulepszonych ciał były przecież nienaruszone. Ale czy aby na pewno? A może dopiero dalsze szkolenie zmieniało ich charaktery tak bardzo. Spojrzała w stronę nastoletnich chłopców stojących trochę dalej. Jeden z nich, jasnowłosy, był młodszy. Sądząc po budowie ciała i postawie, jego trening nie był jeszcze zaawansowany. Widać było po nim, że nie do końca radzi sobie jeszcze z własnymi emocjami. Natomiast ten drugi... Rudowłosy, wysoki i dobrze zbudowany, nie wyglądał na swoje siedemnaście lat. Czuć było od niego opanowanie i siłę. Miało się wrażenie, że totalnie nie obchodzi go co dzieje się z tą dziewczyną. Maszyna do zabijania... Znów nasunęło się jej to określenie. Idealnie bowiem pasowało do tych ludzi. Chłopak obrócił twarz w jej stronę i spojrzał głęboko w oczy. Przeszedł ją zimny dreszcz i odwróciła wzrok. Znów zapatrzyła się w sobowtórowaną. Biedne dziecko, nie miało wpływu na to co ją czeka. Może to właśnie ta bezradność, brak wpływu na przeszłość sprawiała, że wyrastały z nich takie potwory? Ile jeszcze będzie musiała tak cierpieć? Przecież zaraz się utopi we własnych wymiocinach i krwi...
Nachyliła się i szepnęła mężczyźnie do ucha, że może czas całkowicie wybudzić dziewczynę. Ten przestał na chwilę notować i spojrzał na kobietę lekko poirytowany.
- Nie chcemy chyba, żeby nam tu umarła, prawda? Powinnaś wiedzieć, że pośpiech jest niewskazany... – Powiedział przez zaciśnięte zęby i powrócił do zajęcia.
Stojący dalej chłopak o złotych włosach, na oko piętnastoletni letni, usłyszawszy odpowiedź naukowca wzdrygnął się lekko i obrócił do towarzysza. Ten jednak stał spokojnie i obserwował całe zajście z obojętnym wyrazem twarzy. W jego oczach można było jednak zauważyć cień współczucia ale też i... żalu, goryczy? Tak, jego oczy zupełnie nie pasowały do tej sztucznej postawy zimnego współczucia, którą przyjął. Gdyby nie to, można by było naprawdę uwierzyć, że mało go to całe zajście interesuje.

Stali tak obydwoje i oglądali, jak powoli sobowtórują ciemnowłosą dziewczynę. Całe wybudzenie trwało jeszcze ponad godzinę. Nie nudzili się jednak w tym czasie. Blondyn pod koniec zwymiotował. Asystentka wyszła w połowie. Nie wytrzymała nerwowo. To, co działo się za szybą było naprawdę okropne. Gdy dziewczyna nie miała już czym wymiotować, zaczęła pluć krwią i kwasem żołądkowym. Zakrzepła posoka i żółć oblepiały całe jej ciało. Nie mogła się ruszyć, więc musiała tkwić w tym syfie. W końcowej fazie udało się jej wykrztusić całą wydzielinę zalegającą w jej przełyku... Ciężko i nierówno oddychając opadła na brudną poduszkę. Łapczywie wciągała powietrze, napełniając płuca zbawczym tlenem. Z wciąż szeroko otwartymi oczami, wyglądała strasznie.
Chwilę później zebrani usłyszeli przerażający, nieludzki krzyk. Na szybę buchnęła krew zasłaniając całkowicie wnętrze pokoju. Złotowłosy odruchowo odskoczył od szyby i z przestrachem spojrzał na swojego dowódcę stojącego obok.
- Gaido? Czy... – Chłopak zasłonił mu usta ręką i skrzywił się lekko.
- To normalne, siedź cicho Hakaru... – Wycedził przez zęby, próbując jednocześnie nadać wypowiedzi chociaż odrobinę swobodny ton. Następnie westchnął głęboko. Gdyby nie obowiązek przebywania przy każdym wybudzaniu, już dawno by go tu nie było. Ba, nawet by tu nie zaglądnął. Jednak inni tego nie rozumieli. Błagali wręcz czasem, by móc tu przyjść i to zobaczyć. Zobaczyć ludzkie cierpienie i ból... Ze zdziwieniem stwierdzić, że sami kiedyś tak krzyczeli. Tyle, że im wszystkim wymazano wspomnienia dotyczące przechodzenia tego procesu. On jednak pamiętał, a każdorazowe przebywanie przy wybudzaniu, sobowtóryzacji i przewodnikacji przywoływało wspomnienia. Niezwykle niemiłe, wstrętne wspomnienia. Oni tylko od czasu do czasu budzili się z krzykiem w nocy. On, po takiej sesji budził się codziennie przez kilka tygodni. Złotowłosy widząc minę towarzysza jakby zmalał, wstydząc się tego, że w ogóle się odezwał. Gaido nie musiał powtarzać, Hakaru zamilkł.

Jucha powoli spływała po szkle odsłaniając dość nieprzyjemny obraz wnętrza pokoju. Dziewczyna stała na środku w lekkim rozkroku, z opuszczoną głową. Patrzyła nieprzytomnie na własną, lekko zakrzepłą krew oblepiającą jej nogi. Od końca pleców, przez prawą stronę jej szyi, obojczyk i w końcu przez dekolt aż do serca biegła otwarta, podłużna rana. Nie tryskała z niej już krew, było widać tylko mięso... Przez chwilę dało się także słyszeć pulsujące dudnienie, lekko przytłumione przez szyby, świadczące o intensywnej pracy głównego mięśnia. Dziewczyna miała na sobie specjalny kostium, który miał nie utrudniać przebiegu wybudzania. Miejsca, gdzie znajdowało się rozcięcie były odsłonięte, natomiast reszta ciała była pokryta czarnym, obcisłym materiałem. Rozpuszczone, długie, proste włosy opadały swobodnie na jej ramiona. Niezasłonięta skóra oraz poszczególne kosmyki były całe umazane w jej własnej krwi i wymiocinach. Widok był nie tyle przerażający co obrzydzający. Niezbyt wysoka, szczupła dziewczyna podniosła głowę i podeszła do ściany zrobionej z weneckiego lustra. Jej nieprzytomne oczy błądziły przez chwilę po tafli szkła, po czym zachwiała się lekko i kopnęła w szybę. Najpierw zrobiła to niezdarnie, potem uderzała coraz pewniej. Całe pomieszczenie się zatrzęsło. Po chwili długowłosa wycofała się przerzutką do tyłu, okręciła się na pięcie, oparła ręce na podłodze i z niesamowitym impetem i siłą wbiła proste nogi w kruchy materiał.

***

Znów znalazłam się w jakimś pokoju, który był nieco większy niż ten poprzedni. Jego ściany były szare, matowe, nie był zbudowany ze szkła. Wyglądał jak jedna z tych szpitalnych sal, w których umierają chorzy ludzie. Jego konstrukcja była dodatkowo wzmocniona jakimś dziwnym materiałem, którego kawałek było widać w dość dużej dziurze znajdującej się naprzeciwko mnie. Uderzenie nie przebiło jednak ściany na wylot, co było najprawdopodobniej zasługą tego umocnienia. Teraz dopiero zauważyłam trochę czerwonej i czarnej mazi, znajdującej się we wgłębieniu. Jednak stałam za daleko i nie umiałam określić czym to było. Oprócz tego w Sali znajdowała się jeszcze grupa ludzi. Stali pod ścianą i bacznie mi się przyglądali. Mężczyzna i kobieta w białych uniformach oraz dwóch chłopców mających chyba tyle samo lat co ja. Usłyszałam za sobą trzask rozbijanego o podłogę szkła. Podłoga lekko zadrżała. Ostre kawałki odbijające się od posadzki wbijały mi się w ciało, ale już nie czułam bólu. Czyżby dopiero teraz przeźroczyste ściany się skruszyły? Jak to jest możliwe bym w ciągu tak krótkiej chwili zdążyła swobodnie obejrzeć pokój, rozglądnąć się i ocenić sytuację w której się znajduję? Nagle podłoga znów się zatrzęsła. Źrenice jednego z chłopaków rozszerzyły się na widok czegoś, co nagle znalazło się za mną. Poczułam lodowaty oddech na mojej szyi.

***

- No dobrze, jeszcze stoi na nogach. Byłem pewny, że zemdleje. – Mężczyzna spojrzał na dziewczynę z lekkim zdziwieniem.
- Możemy więc przeprowadzić sobowtóryzacje od razu... Dawajcie d+mada, wy już tam dobrze wiecie, którego najlepiej... – Powiedział do mikrofonu przypiętego przy kołnierzu. Lekko zdezorientowany Hakaru spojrzał jeszcze raz w kierunku dziewczyny. d+mada? Widział już kiedyś te przedziwne stworzenia, które łapano i przechowywano w osobnym budynku LUSTRA. Raz zdarzyło mu się być właśnie tam, w laboratorium. Wiedział, że wykorzystywano je do sobowtóryzacji ale tak od razu? Gdy oni nie mają siły oddychać? Zimny dreszcz przepełzł powoli po jego plecach. Podłoga zadrżała. Coś pojawiło się i stanęło tuż za dziewczyną.
Tak, za nią znajdował się on. Miał dwie długie, mocno umięśnione nogi. Jego stopy miały trzy palce, na końcach których znajdowały się wyrostki kostne przypominające kopyta. Z tyłu, pod pęciną znajdował się stwardniały, prostokątny słupek, który przedłużał kość i zastępował piętę. Stojąc pewnie, na swoich dwóch, jedynych kończynach jakie miał, stwór wydał z siebie dziwny, wibrujący dźwięk. Machnął długim ogonem i potrząsnął obłą głową znajdującą się na długiej szyi. Nie miał oczu, ani nosa tylko szeroką paszczę z wieloma ostrymi zębami. Dobrze znany złotowłosemu potwór zachwiał się lekko i z przerażającą szybkością zaatakował dziewczynę.

***

Wszystko działo się szybko. Nie mogła się nawet przez chwilkę zastanowić. Zresztą jej ciało samo wykonywało potrzebne ruchy. Zablokowała potężny atak rękami, które oparła o górną i dolną szczękę stworzenia, sprawiając, że siła uderzenia złamała mu żuchwę. Stwór zawył dziko i szybkim uderzeniem ogona podciął dziewczynę, tak, że upadła na plecy. Następnie podniósł jedną nogę i zaczął z impetem uderzać kopytami w miejsce, gdzie powinna leżeć ofiara. Jednak jej już tam, nie było. Udało jej się uniknąć zabójczych ciosów przewrotem w bok. Mad zreflektował się i znów zamachnął się ogonem przygniatając ją do ziemi i uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Jego szyja zaczęła się wydłużać i szczęki powoli przybliżyły się do jej twarzy. Rozwarły się delikatnie pokazując jej swoją siłę. Nie było widać śladu złamania. Stwór jakby mógł, zaśmiałby się jej prosto w oczy. Zdezorientowana i przestraszona wbiła paznokcie w jego ogon. Nie mogła już jednak nic zrobić. Czekała na koniec. Nagle, zakręciło się jej w głowie i poczuła jak upada na nogi, za potworem, i wykonuje poznany już wcześniej manewr. Przerzutka do tyłu, nabranie impetu, opad na ręce i bardzo silne uderzenie prostymi nogami. Stwór jęknął i zakrztusił się przygryzając swój własny długi język. Siła uderzenia rzuciła nim o ścianę, wbijając go w twardy materiał z którego była zbudowana. Mad otrząsnął się i wstał. Zachwiał się lekko w wystających biodrach i w tym samym momencie znalazł się tuż przy dziewczynie próbując odgryźć jej głowę wielkimi zębami. Ta uchyliła się, wykonała obrót i kopnęła go w dolną szczękę. Jego głowa odskoczyła pociągając za sobą szyję, która wygięła się w dość mocny łuk. Dziewczyna nie czekała aż powróci na właściwe miejsce, nie było na to czasu. Kopniakiem podcięła potwora, który zwalił się na ziemię. Następnie znów stało się coś dziwnego i znalazła się wysoko nad stworem. Spadała obrócona pionowo, nogami w dół. Zatrzymała się na jego żebrach gruchocząc je tak lekko, jakby były zrobione ze szkła. Potem odskoczyła i chwyciła stwora za ogon. Zaczęła okręcać się dookoła własnej osi, podnosząc go coraz wyżej i wirując coraz szybciej. W odpowiednim momencie puściła potwora i mad zarył z impetem w górną część ściany tworząc ogromne wgłębienie, dużo większe od poprzedniego. Stworzenie ostatkiem sił wypełzło z dziury i upadło bezwładnie obok dziewczyny. Przewrócony na plecy z wiotką szyją i rozwartymi szczękami wyglądał paskudnie. Nadal jednak oddychał...

Nagle zakaszlał krwią. Jego paszcza otworzyła się jeszcze szerzej, a szyja zaczęła kurczyć się w odruchach wymiotnych. W jego gardle pojawiła się srebrna rękojeść. Dziewczyna wsadziła rękę do środka przełyku mada i wyjęła coś co przypominało krótki miecz. Zaraz po nim, stworzenie wypluło następny. Dwa sztylety. Trzymała oba w ręce i patrzyła na kaszlące krwią zwierze. Zamknęła oczy i wbiła sztylety w jego ciało. O dziwo, w tym momencie tkanki stwora zaczęły się szybko rozkładać tworząc lepką czarną maź, którą powoli wchłaniały srebrne sztylety. Przerażona przypatrywała się jak powoli z mada tworzy się plama podobna do smoły. W końcu nic z niego nie zostało i broń opadła z brzękiem na podłogę. Nadal tak nieskazitelna i czysta jak przedtem.

***

Nie rozumiałam już nic. Nie wiedziałam i chyba nie chciałam wiedzieć. Spojrzałam na stojących obok ludzi. Mężczyzna się dziwnie uśmiechał, kobieta była przerażona. Złotowłosy chłopak patrzył na mnie z podziwem, a ten drugi, ze współczuciem.
Czemu się tak na mnie gapią? Coś im nie pasuje? Robię za jakąś małpę w zoo? To strasznie denerwujące... Nie podobają mi się te spojrzenia. O co im chodzi? Co ja takiego zrobiłam? Przecież się tylko broniłam. Nie chciałam... Nie. Chciałam. Ale to przecież nie ma znaczenia... Co się będę przejmowała. Nie obchodzi mnie co o mnie myślą i co mi za to zrobią. Znaczy się... Co mi zrobią, to już mnie obchodzi. Ale... Kurde.
Nie udało mi się dokończyć tego swoistego monologu w myślach bo osunęłam się na ziemię.
...

***

Dwie osoby biegły przez park. Przy niezbyt dużej poświacie, którą dawały latarnie, można było zobaczyć jedynie kontury ich ciał. Trzy kroki, szybki obrót, krok, ponowny młynek, mały krok i wyskok i skok z piruetem. Układ ten powtarzali co kilka minut. Dla osób siedzących na ławkach byli tylko cieniem. Nikt z nich nie zwracał na nich szczególnej uwagi. I o to im chodziło. Co chwila znikali w mroku i pojawiali się gdzie indziej wykonując różne sekwencje składające się ze skoków i zwrotów. Nagle jedna z osób stanęła i złapała za ramię i rękę tą drugą, skutecznie ją przy tym unieruchamiając. Chwilę później, po krótkiej rozmowie zaczęli iść w stronę ławeczki, aby chwile odpocząć. Światło latarni oświetliło ich sylwetki i twarze. Byli to dwaj chłopcy wyglądający na jakieś siedemnaście, może osiemnaście lat. Jeden był bardzo wysoki. Miał krótko ścięte, kruczoczarne włosy i ciemne, głębokie oczy. Drugi, trochę niższy był bardzo jasnym blondynem. Jego włosy, wręcz białe, były ścięte na wysokość karku i mocno pocieniowane. Szare, zimne oczy spoglądały nieufnie na ławkę, jakby miała zaraz wybuchnąć.
- ... ale wiesz, słyszałem, że nic z niej nie będzie. Wybudziła się w końcu jako ostatnia. – Powiedział białowłosy i spojrzał na przyjaciela. Może lepiej niech on pierwszy usiądzie.
- Beda, chłopie, to akurat nic nie znaczy. Podobno ma ogromne możliwości. Ktoś mi mówił, że pomylili się i że walczyła z c+madem ... – Odparł ciemnowłosy i usiadł na oparciu ławki.
- W końcu jeszcze nigdy nie zdarzyło się wyciągnięcie dwóch broni na raz... – Powiedział i zamyślił się. Chłopak nazwany Bedą chwilę się wahał, poczym usiadł obok towarzysza. Podwoił czujność.
- Racja. Ale wiesz jak to jest. Czasem c+mady wcale nie rozpoczęły ewolucji i dalej są w stadium d+madów. Nie znamy się na tych stworzeniach dość dobrze. – Powiedział powoli.
- Ale jak c+mad może nie być w stadium ewolucji, jeżeli właśnie ewolucja robi z d+mada c+mada? – Czarne oczy z lekką ironią zlustrowały Bedę.
- Hubert, nie ewolucja a chęć ewolucji.
- Taa... To teraz tylko czekać, w co ewoluuje to stworzonko. Myślisz, że można by tym procesem pokierować i stworzyć z tej pary najlepszą maszynę do zabijania? – Użył tak nielubianego przez zsobowtórowanych określenia.
- Widać o to właśnie chodzi... - Białowłosy zamyślił się i spojrzał na przyjaciela.
- Wiesz co jeszcze słyszałem? – Czarnowłosy uśmiechnął się zawadiacko.
- Ta ‘bomba atomowa’ zostanie przydzielona komuś z oddziału Alfa. – Powiedział powoli i zadowolony patrzył na reakcję przyjaciela. Białowłosy mimowolnie otworzył usta i spojrzał na ciemnowłosego, jakby mu co najmniej oświadczył, że jest w ciąży.
- Ale... Ja jestem w oddziale Alfa. I Ty jesteś... I Gaidzioch. Niemożliwe. Któremuś z nas?! – Powiedział z niedowierzaniem w głosie.
- Dokładnie. Ktoś z naszej trójki dostanie taki uroczy prezent. Ciekawe co? Jeden z pierwszych oddziałów, złożony z co tu ściemniać, z najlepszych skrytobójców i jeźdźców, szkolonych od trzeciego roku życia. Przeznaczony do specjalnych misji... Popieprzyło ich, nie? – Uśmiechnął się szeroko.
- W dodatku każdemu z nas kogoś przydzielą. – Dodał rozbawionym tonem, obserwując bul wers towarzysza.
- Jak to każdemu? Nie mogą! – Oburzył się białowłosy i wstał z ławki.
- Będziemy ciągnąć takie niedołęgi na misje specjalne? – Stanął naprzeciwko Huberta.
- Beda, jak na złość, te niedołęgi będą kobietami... – Widząc przerażenie kolegi zaśmiał się cicho.

***

Tydzień później, po wybudzeniu, zostałam zaproszona do jakiejś ważnej osoby. Wiedziałam, że ten ktoś posiada większe kompetencje od tych osób które dotąd poznałam i że budzi jakiś niemy szacunek, bo kazano mi się ładnie ubrać, nie odzywać się, gdy nie pytają i zachowywać się grzecznie. Zupełnie jakbym miała pięć lat... A przecież jestem o wiele starsza. To co, że nie pamiętam kiedy się urodziłam. Wyglądam na jakieś szesnaście, może siedemnaście lat... Kto wie. Jedno jest pewne, przedszkole mam dawno za sobą. Byłam trochę zdenerwowana i poirytowana tym zachowaniem innych ale jednocześnie ciekawiło mnie, jaką to sprawę ma do mnie ten człowiek.
Choć minęły dwa tygodnie, miałam jeszcze problemy z poruszaniem się. Alice, moja opiekunka, powiedziała, że to dlatego, że nie przyzwyczaiłam się jeszcze do nowego ciała. Nie za bardzo wiem o co jej chodziło, ale to nie ma znaczenia. Kiedyś się pewnie dowiem. Przyszła więc po mnie i pomogła dojść do wyznaczonego pokoju. Podczas drogi jeszcze kilka razy upomniała mnie, co i kiedy mam zrobić czy powiedzieć, po czym zostawiła mnie przed drzwiami. Widać nie wolno było jej tam wchodzić. Tak jak mnie pouczono, zapukałam trzy razy po czym usłyszałam jak ktoś głośno westchnął.
- Wejdź. – Usłyszałam i zrobiłam jak prosił. Ze spuszczoną głową przekroczyłam próg, uważając, żeby się nie potknąć. Zamknęłam za sobą drzwi i podniosłam wzrok. Znajdowałam się w białym, niedużym pokoju. Na środku stało czarne biurko, za którym siedział chłopak. Głowę miał opartą na lewej dłoni i opierał się łokciem o blat. Zlustrował mnie wzrokiem i uśmiechnął się lekko.
- Czy przeszkadza ci to, że bez zbędnego owijania w bawełnę przejdę od razu do rzeczy? – Zapytał lekko znudzonym głosem. W prawej ręce trzymał jakieś kartki. Przeczytał je szybko i znów na mnie spojrzał. Stałam jak sparaliżowana. Zamiast słuchać, co do mnie mówi, przyglądałam mu się uważnie. Miał strasznie bladą skórę... Na twarzy i na dłoniach. Prawie biała cera tworzyła ciekawy kontrast z ciemno-rudymi włosami. Pięcio-centymetrowe kosmyki składały się niedbałą fryzurę. Po lewej stronie z kilku długich włosów, pewnie specjalnie zapuszczonych, spleciony był warkoczyk. Związany za pomocą koralika opadał na obojczyk... Zjechałam wzrokiem w dół. Widoczna znad biurka część torsu i ramiona nie były przesadnie umięśnione, ale twarde mięśnie, widoczne pod obcisłym czarnym podkoszulkiem mówiły same za siebie. Ich właściciel bynajmniej do słabych nie należał. Spojrzałam w górę i napotkałam jego rozbawione spojrzenie. Ciemnozielone, kocie oczy otoczone gęstymi rzęsami przypominały dwa zdradzieckie bagna, w których przy odrobinie nieuwagi z pewnością można było się utopić. Od razu oprzytomniałam. Gdy zdałam sobie sprawę z mojego głupiego zachowania, natychmiast oblałam się rumieńcem.
- Prze... Przepraszam. Ja... Jakoś tak... Za, za... Zamyśliłam się. – Zaczęłam się niezdarnie tłumaczyć. Popatrzył na mnie, jak na wariatkę i uniósł jedną brew.
- To może posłuchasz wreszcie, co mam Ci do powiedzenia? – Powiedział zniecierpliwionym tonem. Patrzył mi prosto w oczy. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Już wiedziałam skąd ten szacunek. Chłopak swoja postawą, spojrzeniem i wyrazem twarzy potrafił sprawić, że rozmówca kompletnie tracił pewność siebie.
- Tak. Jasne. – Bąknęłam i znowu zrobiłam się czerwona. W duchu przeklinając swoją niezdarność wbiłam wzrok w podłogę. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść.
- Obudziłaś się dwa tygodnie temu... Oczywiście pamiętasz tylko ten okres, prawda? To, co się działo wcześniej, zniknęło z Twojej pamięci. Po pierwsze, tych wspomnień nie odzyskasz. Nie wiem, czy ktoś cię powiadomił, ale wbij sobie do głowy, że zaczynasz nowe życie. Czy tego chcesz czy nie. – Westchnął ponownie i odczekał chwilę przyglądając się mojej reakcji na jego słowa.
- Otrzymałaś nowe ciało i dlatego teraz musisz się nauczyć poruszać od nowa. Tak, jakbyś się dopiero urodziła. W tym momencie nie masz też pełnej sprawności umysłowej. To dlatego wszystko pojmujesz jak kilkuletnie dziecko. Ta ciekawość, ten optymizm... Jednak rozwijać się będziesz w szybkim tempie. Za kilka dni powinnaś mniej więcej dojrzeć psychicznie.
- Wcale nie jestem jak kilkuletnie dziecko! – Oburzyłam się. – Popatrz, tak wygląda mała dziewczynka? – Wskazałam na swój średniej wielkości biust. Chłopak posłusznie spojrzał we wskazanym przeze mnie kierunku, po czym podniósł wzrok i spojrzał mi w oczy.
- Pff... Twoje ciało rozwija się normalnie, jak u każdego innego człowieka. Masz tylko opóźniony rozwój psychiczny. To dlatego musisz od nowa uczyć się chodzić czy mówić. To wszystko związane jest z twoja pamięcią. Którą utraciłaś. – Uśmiechnął się a mi zrzedła mina. Nie miałam jednak problemu z uwierzeniem w to wszystko. Nie robiłam mu więc kłopotów, które na pewno robiłby zdrowy na umyśle 16 letni człowiek.
- Jesteś teraz pod naszą opieką. Na razie nie musisz wiedzieć czemu i po co. Chciałem, żebyś tu przyszła, bo muszę ci zadać bardzo ważne pytanie. To jak odpowiesz, zadecyduje o twojej przyszłości.
Znów odczekał chwilę, a mną znów wstrząsnęły dreszcze. To jakaś gra?
- Widzisz. Nie jesteś jedyną osoba która przez to przechodzi. Jest ich setki. Część z nich nie podejmuje ryzyka i jest odsyłana do rodzin, gdzie prowadzi w miarę normalne życie, uczy się, bawi z psem... A część zgadza się przystać na nasze warunki i jest szkolona na żołnierzy. Gdy wybierzesz to ostatnie, pomagamy ci wydostać na światło dzienne twoje ukryte zdolności. Jednak musisz pamiętać, że jako nasza uczennica, będziesz ciągle narażona na śmierć... Pierwsza opcja zapewnia ci bezpieczeństwo, druga przygodę. Nie masz nic do stracenia. W obu przypadkach dużo do zyskania. Chcesz podjąć ryzyko i pozwolić nam zrobić z ciebie maszynę do zabijania? Czy wolisz wkuwać matmę? Możesz zostać bohaterką, lub zwykłym, szarym, nic nie znaczącym dla nikogo obywatelem. Możesz bronić ludzkości lub być broniona. Kim chcesz być? – Zapytał w końcu, a ja oszołomiona jego monologiem, wpatrywałam się w te ciemnozielone oczy.
- Nie chcę być nikim. Chce być kimś. – Powiedziałam chwilę później. Zdecydowałam.
- Zgodzisz się na wszystko? – Zapytał i uśmiechnął się zawadiacko. Już wiedział, że podjęłam decyzję. Zresztą pewnie niewiele osób się nie zgadzało. Tak łatwo mnie zmanipulował... Zresztą, nie wiedziałam jeszcze co mnie czeka. Jakie poniosę konsekwencje. Ale nawet później, nie miałam nigdy żałować swojej decyzji. Nie zrezygnowałam. Byłam zbyt dumna, zbyt zahartowana przez nich samych. W tym wprost idealnym systemie szkoliło się przyszłych morderców, obrońców i bohaterów. Tylko najlepsi docierali pod koniec szkolenia.
Chciałam być tą najlepszą. Budzić respekt, strach, szacunek... Nie chciałam być ofiarą. Chciałam być drapieżnikiem. Podświadomie pragnęłam też by mnie podziwiano, bo on mnie podziwiał. By te oczy nie patrzyły na mnie jak na dziecko, ale jak na kobietę. Z zachwytem i pożądaniem...
- Tak. Na wszystko. – Powiedziałam i poczułam jak w jednej chwili przybywa mi lat.
- Dobrze więc. Witaj wśród nas. – Uśmiechnął się i potrzasnął papierami, które od jakiegoś czasu trzymał w ręce.
- Podpisz. – Położył je na biurku. Chwiejnym krokiem podeszłam do biurka i wzięłam do ręki długopis. Zawahałam się.
- No tak, zapomniałem. – Mruknął rozbawiony.
- Nikt ci jeszcze nie powiedział jak masz na imię prawda? – Popatrzył na mnie i westchnął cicho.
- Nazywasz się Falkla.
- Fal... Kla? – Powtórzyłam i zamyśliłam się na chwilę.
- Ładnie. – Na mojej twarzy pojawił się ciepły uśmiech.
- Prawda? Może być? ... Dobrze. Nazwiska nie masz. Nie posługujemy się tutaj czymś takim... Więc podpisując, napisz tylko swoje imię. – Spojrzał na zegarek i przymknął lekko oczy. Obserwował niezdarne ruchy mojej ręki. Gdy skończyłam, wziął ode mnie dokumenty i schował do teczki.
- Miło było cie poznać mała... – Wstał i zebrał wszystkie teczki.
- A tak w ogóle... Gaido jestem. Trzymaj się. – Powiedział tym samym bezbarwnym głosem i wyszedł z pokoju. Chwilę tak stałam wciąż patrząc w miejsce, w którym przed chwilą był. Zaczęłam się zastanawiać... Tyle było tych teczek. Każda taka jak moja. Od rana musiał przyjmować. Ciągle powtarzał to samo, każdemu tłumaczył wszystko od początku do końca. Ten tekst chyba znał na pamięć. Te uśmiechy, to spojrzenie... Były wyuczone? Poczułam się znowu głupio i zarumieniłam się. Oczywiście musiałam sobie dorobić tę ciekawą otoczkę. Co mnie napadło? Wyszłam chwiejnym krokiem na korytarz i zaczęłam szukać drogi do swojego pokoju. Przyszłam z lewej, czy z prawej strony? ...

***

Gaido odniósł papierzyska sekretarce, siedzącej na parterze i pomaszerował w stronę windy. Zjechał dwa piętra w dół, przeszedł kawałek korytarzem i otworzył drzwi do przebieralni. Zapalił światło i usiadł na drewnianej ławce. Oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach... Po chwili usłyszał głośny śmiech i podniósł głowę. Do pokoju wpadło dwóch chłopaków, mniej więcej w jego wieku.
Wysoki, krótko obcięty ciemnowłosy chłopak, o wąskich, czarnych oczach i śniadej cerze był zupełnym przeciwieństwem swojego niższego przyjaciela o białych włosach sięgających karku, jasnoszarych, dużych oczach i cerze barwy kości słoniowej. Zawsze jak się gdzieś razem pojawiali, od razy stawali się obiektem zainteresowania.
- Cześć Gaidzioch! – Powiedzieli równocześnie po czym spojrzeli na siebie i wybuchneli śmiechem.
- Znowu mnie przedrzeźniasz Beda, to nie jest miłe. – Ciemnowłosy trącił kolegę łokciem w bok i spojrzał na rudowłosego.
- Co taki wycieńczony? Dziwisz się, że wczoraj ledwo na nogach stałem? – Uśmiechnął się zawadiacko i usiadł obok przyjaciela.
- Racja Hubert... To takie nudne. – Wymamrotał zielonooki i ziewnął.
- Ruszcie te swoje ciężkie dupska. – Mruknął białowłosy i podszedł do jednej z szafek. Uderzył w nią otwartą dłonią i drzwiczki się otworzyły. Ściągnął zielony podkoszulek przez głowę i wrzucił go do szafki. Następnie się przeciągnął. Popatrzył na przyjaciół.
- Chyba, że macie zamiar tak siedzieć i się nad sobą użalać, jak jakieś panienki. – Uśmiechnął się zawadiacko i poszedł do siłowni. Ciemnowłosy pokazał mu język. Wstał jednak i również się przebrał. W krótkich, czarnych spodenkach i białym, przesadnie luźnym t-shircie bez rękawów poszedł w przeciwną stronę niż szarooki, na salę treningową. Stanął na chwilę w drzwiach.
- Idziesz? – Rzucił przez ramię w stronę zielonookiego.
- Za chwilę... – Rudowłosy wstał. Szybko się przebrał i chwilę później dołączył do przyjaciela.
Sala była bardzo duża. Specjalnie dostosowana do potrzeb treningowych trójki z oddziału Alfa. Hubert na początek rozgrzewki wybrał ćwiczenia rozciągające. Gaido zaczął biegać dookoła. Z każdym okrążeniem zwiększał swoją szybkość. Wreszcie nie dało się stwierdzić gdzie obecnie się znajduje. Czarnowłosy przeszedł do bardziej wymagających ćwiczeń a następnie zaczął robić pompki.
...
Trenowali jak co dzień. Byli najmłodszą z najsilniejszych grup w organizacji. Urodzeni specjalnie do tego celu, byli szkoleni od dziecka. Nie dziwne więc, że pomimo braku różnicy wiekowej dało się wyczuć wielką różnicę w sile, doświadczeniu i poruszaniu się podczas walki. Budzili więc respekt i szacunek, czasem nawet strach. Bo co jak co, ale do nich najbardziej pasowało określenie ‘maszyny do zabijania’. Każdy z nich był szczególnie uzdolniony w jakiejś dziedzinie. Beda był najsilniejszy, Hubert najbardziej wytrzymały i zahartowany a Gaido najszybszy i najzwinniejszy. Razem tworzyli bardzo dobry i zgrany zespół. Każda płeć piękna chcąc, nie chcąc podziwiała ukradkiem ich idealnie zbudowane ciała. Zwykli Przewodnicy zazdrościli potęgi. Zarząd doceniał ich i wykorzystywał... Na brak zainteresowania nie mogli narzekać.
...
Gaido jęknął.
- Ja już nie mogę. – Mruknął i położył się na plecach. Oddychał nierówno. Prawą ręką otarł pot z czoła.
- Wstawaj cioto. – Zaśmiał się ciemnowłosy nie przerywając robienia pompek. Miał już ich za sobą z tysiąc...
- 1012... 1013...1014... – Niezmordowany ćwiczył dalej.
- To nie ty siedziałeś dzisiaj sześć godzin za biurkiem powtarzając wciąż to samo! – Zaczął usprawiedliwiać się zielonooki.
- I co z tego? Coś z kondycją krucho u ciebie przyjacielu. Nie przytyło ci się ostatnio? – Pokazał mu język. W tym momencie do sali wszedł Beda. Mokre włosy miał odgarnięte do tyłu a po nagim torsie gdzieniegdzie spływały kropelki wody...
- Prysznic wolny. Ave chłopaki! – Przerwał im i wyszczerzył się. Następnie jak gdyby nigdy nic, udał się do przebieralni.
- Ta menda już skończyła? – Rudzielec znowu jęknął.
- Najwidoczniej... - Odparł ciemnooki. – Zajmuje prysznic. – Uśmiechnął się, wstał i wyszedł. Gaido zaklął pod nosem.
- Jak zwykle ostatni...

c.d.n.



Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone!!!
Wykorzystywanie tego tekstu bez zgody autora jest zabronione. To samo tyczy się samego pomysłu, fabuły i wszelkich postaci oraz stworzeń opisanych w tym kawałku opowieści!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Urozmaicona dnia Nie 18:57, 08 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gosia_t
Podpieracz ścian literackich
Podpieracz ścian literackich



Dołączył: 26 Sie 2008
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:34, 10 Lut 2009    Temat postu:

Witam:)

Na razie tylko przejrzałam całość i zaczęła wczytywać sie dokładniej...nie jestem kompetentna aby krytykowac lub oceniać czyjes prace dlatego napisze tylko kilka słów jako zwykły czytelnik...Temat jest na pewno oryginalny- a to już bardzo wiele:)

Całośc jednak "nie trafia do mnie"...za dużo w tym krwi i wymiocin...szyba cała we krwi,podobnie poduszka, posciel, cała dziewczyna jest we krwi i wymiocinach...Po pewnym czasie po prostu źle się to czyta...ale to moje osobiste odczucia:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum serwisu opowiadania.pl Strona Główna -> Powieść Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin