Forum Nieoficjalne forum serwisu opowiadania.pl

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Takie tam

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum serwisu opowiadania.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
śpioszka
Podpieracz ścian literackich
Podpieracz ścian literackich



Dołączył: 29 Lut 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 3:55, 29 Lut 2012    Temat postu: Takie tam

Witam.
Jestem tu nowa i tak na prawdę to dopiero zaczynam. Chciałabym poddać ocenie pewien fragment mojego opowiadania... Choć tak na prawdę nie jestem tak do końca pewna czy to jest opowiadanie czy może coś innego... Jestem otwarta na wszelką krytykę. Chcę poznać Waszą opinię i ewentualnie zastosować się do Waszych rad ; )
Pozdrawiam i życzę miłej lektury
śpioszka


    Kilka tysięcy lat temu w WindLand było inaczej. Nie było pokoju. Nad całą krainą zapanować chciała Kasandra zwana też, jako wiedźma BlackBlood. I prawie Jej się to udało. Do podbicia zostało Jej jeszcze niewielka część tej krainy wraz z królestwem SunFlashShadow (obecnie na tych terenach znajduje się SunCity).
    Król Jaremy i jego poddani dzielnie odpierali wszystkie ataki wiedźmy Kasandry, lecz nie mogli Jej pokonać. BlackBlood była jedną z najpotężniejszych czarownic w całym WindLand i dzięki swojej mocy była niemal nieśmiertelna. Jedyną nadzieją na pokonanie Kasandry był Wybraniec. Bowiem KulaPrzaznaczenia przepowiedziała nadejście Wybrańca, który będzie posiadał siłę by pokonać wiedźmę BlackBlood, a Jego siła zrodzi się z bólu i cierpienia. Wszyscy z niecierpliwością czekali na Jego przyjście, ale czas mijał a On się nie pojawiał. Minęło ponad 150 lat. Ludzie już prawie zapomnieli o przepowiedni, a królestwo SunFlashShadow odpierało ataki wiedźmy BlackBlood ostatkiem sił. Ludziom żyło się coraz gorzej, a nadzieja opuściła ich serca. Na tronie zasiadł teraz wnuk króla Jaremy’ego, król James, którego żona zaraz po urodzeniu syna Oliver’a, została zamordowana przez najemników wiedźmy BlackBlood kilkanaście lat temu. Niektórzy z mędrców, którzy jeszcze pamiętali treść przepowiedni, uważali, że to właśnie młody Oliver jest wybrańcem i że to on Ją pokona.
    Ale zanim poznamy losy Oliver’a przydałoby się byśmy poznali jeszcze kogoś… może nie tak ważnego jak Oliver… ale bez tej postaci historia ta nie była by pełna… Jednak wszystko w swoim czasie… a na razie…
    ***
    Historia ta zaczyna się w stolicy królestwa SunFlashShadow, ale gdzieś na obrzeżach, gdzie życie toczy się inaczej niż za murami zamku. Dokładniej to w tak zwanej Dzielnicy Ubogiej. Ta część miasta stykała się niemal z zachodnią ścianą lasu AsteminWood. Ulice tu nie są brukowane, domy są drewniane, brak tu żywności.
    Na jednej z takich piaszczystych ulic, prowadzących w głąb lasu, spotykamy młodego chłopaka. Wraca on z lasu z odrobiną leśnych owoców dla siostry i matki. Nagle drogę zastępuje mu pięciu oprychów, trochę starszych od niego. (Nie mieli oni zbyt dobrej opinii w okolicy. Można powiedzieć, że byli czymś w rodzaju gangu. Sądzili, że są lepsi od innych i że mogą innymi pomiatać.) Stanęli na środku, zastępując chłopakowi drogę. Powoli go okrążyli i zaczęli popychać, drwiąc z niego. Było to całkiem normalne w tej okolicy. Nie było też nikogo, kto pomógłby chłopakowi, a nawet jakby jakiś miejscowy się tu przypadkiem znalazł, to i tak nie stanąłby w obronie chłopaka, bojąc się o własną skórę. Zapewne skatowaliby oni chłopaka i okradli, gdyby nie to, że nagle nie wiadomo skąd pojawiła się jakaś zakapturzona postać. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że nie jest ona stąd. Na jej płaszczu było widać ślady długiej wędrówki, a kaptur całkowicie zakrywał twarz tajemniczego przybysza.
    Przybysz zatrzymał się kilka kroków od grupki oprychów wyżywających się na biednym chłopaku i, pewnie nie wiele myśląc, powiedział:
    - Zostawcie go! - Tamci dopiero teraz go zauważyli, ale zupełnie nie przejęli się jego uwagą. - Zostawcie go! - Powtórzył przybysz robiąc krok do przodu.
    - Bo co?! - Tamci przerwali na chwilę swoją zabawę. - Co nam zrobisz, jeśli nie przestaniemy, co?!
    Najwyższy z osiłków zwrócił się w stronę przybysza i zrobił kilka kroków ku niemu.
    - Kim jesteś by mówić mi co mam robić?! - Powiedział. - Lepiej stąd spadaj chyba, że chcesz zająć jego miejsce! - Zaczął wracać do swoich kumpli, którzy znów bili tamtego chłopaka.
    - Jesteście aż tak żałośni, że musicie się dowartościowywać wyżywając się na słabszych?! – Przybysz nie dawał za wygraną. – Znajdźcie sobie lepiej kogoś na swoim poziomie. A go zostawcie w spokoju!
    Tamten stanął w półmroku i obrócił się. Na jego twarzy było widać złość. Gestem przywołał do siebie pozostałych i stanął w gotowości do ataku. (Przy chłopaku został tylko jeden by go pilnować. Nie bił już g, tylko trzymał i obserwował swoich towarzyszy.) Przybysz stał nieporuszony. Nie wykonał żadnego ruchu. Stał przodem do szefa gangu i czekał na jego ruch.
    *
    Co on sobie wyobraża?! Przybywa z nikąd, wtrąca się w nie swoje sprawy i na dodatek uważa, że jest lepszy od nas?! - Kotłowało mi się w głowie. Myxo został przy chłopaku, a reszta stała już za mną gotowa do ataku. Powoli zacząłem go okrążać, mówiąc:
    - Trzeba było zwiewać jak miałeś okazję… I co teraz?!... Naprawdę sądzisz, że dasz nam radę?!
    - Wcale tak nie twierdzę… Przeciwnie. Uważam, że moje umiejętności są gorsze od waszych. - Odpowiedział spokojnie nie ruszając się nawet o milimetr.
    - To, po co się wtrącasz?! Życie ci nie miłe, czy co? Chcesz skończyć tak jak on?!
    - Po prostu uczono mnie, że trzeba pomagać innym w potrzebie. Tylko tyle.
    - I co? Naprawdę sądziłeś, że jak poprosisz to posłuchamy i grzecznie zostawimy was w spokoju?!
    - Nie, skąd. Wiadome mi było, że nie odejdziecie od tak.
    - Dziwny jesteś… Ale to już nie mój problem. - Znowu stałem przodem do niego. - Szykuj się na śmierć!
    Ruszyłem na niego wyprowadzając cios z prawej taki (tak na początek, by się rozgrzać), lecz on zdołał zrobić unik. Wymierzyłem kolejny cios i znów unik. Postanowiłem zaserwować mu kopniaka, lecz nawet go nie dotknąłem. Podskoczył, zrobił półobrót i wylądował kilka kroków dalej. Po paru kolejnych próbach trafienia go , które okazały się klapą, byłem już na tyle wkurzony, by nie myśleć zbytnio nad kolejnymi ciosami… Można powiedzieć, że waliłem na oślep…
    Chłopcy czekali niecierpliwie na mój znak bym pozwolił im włączyć się do walki, a ja tylko zawzięcie wymierzałem kolejne ciosy, wpadając w coraz większą furię. Podczas gdy on jedynie skakał we wszystkie strony, robiąc kolejne uniki, a kaptur cały zasłaniał jego twarz… Chował się pod nim jak tchórz… Robiłem się coraz bardziej wściekły, ale to dobrze, gniew mnie napędza… i nagle jeden z moich ciosów trafia go w żebra. Nie tracąc czasu wymierzyłem serię szybkich ciosów w jego brzuch. Dałem znać chłopakom i w czwórkę okrążyliśmy go, gdy ten jeszcze zwijał się z bólu po zadanych ciosach… Jedyne, co nie dawało mi spokoju to fakt, że nie atakował a jedynie robił uniki… I czemu chowa twarz…
    *
    Po wielu nietrafionych ciosach, największy z oprychów trafił w końcu tajemniczego przybysza. Podczas gdy ten kulił się jeszcze lekko z bólu, tamten dał znak pozostałym trzem i razem okrążyli przybysza.
    - Myślałem, że stać cię na coś więcej. - Odezwał się szef oprychów. - Lubię patrzeć w twarz przeciwnikowi tuż przed jego śmiercią, więc może pokażesz swoją, co?
    Przybysz prostując się naciągnął tylko bardziej kaptur, dając w ten sposób jasną odpowiedź. Widać było, że rozwścieczyło to oprycha, gdyż uznawszy najwyraźniej, że starczy już dyskusji rzucił się z dziką furią w stronę przybysza a jego kumple poszli w ślad za nim… Zaczęła się nie równa walka. Przybyszowi trudniej było teraz robić uniki, więc po oberwaniu długiej serii solidnych ciosów, postanowił przestać się bawić i zadać cios. Wymierzył solidny cios prawą ręką prosto w twarz szefa gangu. Zaraz potem uderzył innego w brzuch, potem kolejnego. Celnie trafiał wszystkimi ciosami, jednak jego szanse na zwycięstwo i przeżycie były znikome. Gdy trafiał jednego to obrywał od dwóch innych, lecz nadal twardo stał za nogach… W ferworze walki żaden z nich nie zauważył, że ktoś ich obserwuje, że jakaś postać skrywa się wśród drzew na skraju lasu i bacznie im się przygląda…
    Walka była zacięta. Nikt nie chciał odpuścić. Na twarzach oprychów było widać siłę ciosów przybysza, ale i na jego płaszczu można było dostrzec ślady krwi. Jednak, kto by się tym przejmował podczas walki na śmierć i życie… Oprychy kopały i waliły przybysza gdzie się tylko dało. Mimo to on nadal się nie poddawał i uparcie podnosił po każdym ciosie, atakując z większą siłą, a jego kaptur wciąż był na swoim miejscu. Nagle jeden z oprychów wydobył nóż i zaczął nim atakować przybysza. Trafił go, rozcinając mu prawe ramię. Zdawać się mogło, że przybysz całą swoją uwagę skupia teraz na nożu i jego posiadaczu. Nożownik wymierzył kolejny cios. Tym razem w brzuch, lecz przybysz zdołał odskoczyć. Jednak, gdy był jeszcze w powietrzu, napastnik dziabnął go w udo. Przybysz runął na ziemię, ale od razu przeszedł do przysiadu nie spuszczając wzroku z noża. Posiadacz ostrza wymierzył kolejny cios, lecz przybysz zrobił szybki unik jednocześnie chwytając rękę oprycha i wyrywając mu nóż. Wprawiło to w szok właściciela noża, ale szybko oprzytomniał i ruszył do ataku.
    Przybysz mimo tego, że miał teraz nóż to nie atakował nim. Schował ostrze w swojej dłoni i atakował rękojeścią. Zadał nią kilka celnych ciosów, robiąc sobie w ten sposób trochę więcej miejsca. Poczym jednym szybkim ruchem wyrzucił nóż wbijając go w pień jednego z pobliskich drzew. Szef oprychów uśmiechnął się tylko kpiąco. Ale trwało to zaledwie kilka sekund. Kilka sekund, podczas których nikt nie zadał ciosu, ale zaraz znów nastąpiły ataki ze strony oprychów. W pewnym Momocie by uniknąć ciosu jednego z osiłków, przybysz wyskoczył do przodu robiąc półobrót. Jednak w trakcie skoku oberwał od szefa gangu, co spowodowało, że stracił równowagę. Lądując przeturlał się i zatrzymał w przysiadzie… Jednak już bez kaptura na głowie. Szef oprychów uśmiechnął się kpiąco i powiedział:
    - No proszę. Kogo my tu mamy…
    *
    Nóż wyrzucony przez tajemniczą postać wbił się w pień drzewa kilka centymetrów od mojej twarzy. Natychmiast schowałem się głębiej. Nie miałem w zwyczaju przyglądać się tego typu bójką. Jednak, gdy wracałem ze spaceru po lesie, zauważyłem jak banda Gary’ego bije się z jakąś zakapturzoną postacią i coś sprawiło, że zatrzymałem się na skraju i obserwowałem. W każdym innym przypadku przeszedłbym obok obojętnie, ale nie tym razem. Tym razem coś spowodowało, że chciałem pomóc tej osobie, a coś innego zatrzymywało mnie w miejscu. Tak, więc stałem, chowając się za jednym z drzew, gdy nagle nóż odebrany przez przybysza jednemu z członków bandy, wbił się w pień tuż obok mojej twarzy.
    Czyżby on wiedział, że tu jestem?! Kim on jest? Skąd przybył? - Takie myśli zaczęły pojawiać się w mojej głowie. Coś mi mówiło, że przybył ze wschodu, od strony AsteminWood, ale jeśli tak to sposób, w jaki walczył temu raczej przeczy, wskazywał on, bowiem na inne rejony WindLand. Jego styl walki to była dziwna kombinacja stylu ze wschodniej części królestwa, ale również z zachodniej. I to z przewagą stylu z zachodu. Doprawdy rzadko spotykane połączenie, ale radził sobie całkiem nieźle. Miał sporo braków, ale nadrabiał je determinacją i wytrzymałością. Mało atakował, wolał robić uniki, a jak już zadawał cios to prawie zawsze celnie. Mimo przewagi Gary ze swoją bandą musiał się nieźle napracować. Wychodził u nich brak kondycji, a co za tym szło - pojawiło się zmęczenie. Ale i przybysz jakby opadł trochę z sił. Jego uniki były jakby mniej dynamiczne… więc nic dziwnego, że gdy wyskoczył wprzód by uniknąć jednego z ciosów, to gary zdołał go trafić. Stracił równowagę i spadł ciężko jak kamień. Przeturlał się spory kawałek i zatrzymał w przysiadzie… Kaptur opadł z jego głowy, ukazując twarz przybysza. Mógłbym stwierdzić, że zszokowało mnie to, co zobaczyłem, ale to za mało powiedziane. Po prostu nigdy bym się nie spodziewał tego, co zobaczyłem…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez śpioszka dnia Śro 4:00, 29 Lut 2012, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum serwisu opowiadania.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin