Forum Nieoficjalne forum serwisu opowiadania.pl

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Złoty Dom

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum serwisu opowiadania.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alex
Podpieracz ścian literackich
Podpieracz ścian literackich



Dołączył: 16 Lip 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poland

PostWysłany: Pon 22:51, 16 Lip 2012    Temat postu: Złoty Dom

Mam nadzieję, że się Wam spodoba i zachęcam do dzielenia się ze mną Waszymi opiniami. : )

W powietrzu roznosił się zapach wanilii. I czegoś jeszcze, ale bardzo subtelnie, prawie nie wyczuwalnie. Czegoś co było dla Wiktorii znajome, ale jednocześnie oddalone w jej pamięci na tyle, by nie mogła sobie przypomnieć co to. Wiedziała, że leży na czymś miękkim, co delikatnie łaskotało ją w odsłonięte części ciała, wywołując delikatny, błogi uśmiech na jej ustach. Na twarzy czuła ciepłe promienie porannego słońca. Czuła się tak cudownie, tak bezpiecznie i tak świeżo. Nie miała najmniejszej ochoty wstawać, choć wiedziała, że powinna. Nie wiedziała tylko, skąd miała w sobie te naglące uczucie. Dziewczyna otworzyła oczy i natychmiast oślepiło ją ruszające w swoją podniebną wędrówkę słońce. Roześmiała się i przesłoniła oczy dłonią, by odzyskać jeden ze zmysłów. W tym czasie starała się przypomnieć sobie cokolwiek przydatnego. Nic. Nie pamiętała skąd się tu wzięła, ani ile już tu jest, choć wiedziała, że bardzo długo tu leżała. Swoje imię znała tylko dlatego, że miała je wygrawerowane na medalionie zawieszonym na szyi, który otworzyła od razu po przebudzeniu. Jednak nic w otaczającym ją świecie nie było jej obce. Dokładnie wiedziała, że jeżeli się odwróci, zobaczy za sobą wyrośnięty dąb stojący w pełnym słońcu, chociaż zupełnie nie wiedziała skąd to wie. Dokładnie tak jak wiedziała, że najwyższy czas wstać i ruszyć przed siebie drogą schowaną za krzewami, chociaż nie wiedziała ani czemu musi wstać, ani skąd wie, gdzie jest ścieżka. Po głębszym namyśle nie obchodziło jej to nawet. Ważne było tylko to, co znajdowało się na drugim końcu dróżki. Cóż to było.? Znów brak odpowiedzi w jej głowie. Wiktoria powoli odsłoniła oczy i uważając, by nie spojrzeć w stronę słońca, rozejrzała się dookoła, utwierdzając się w przekonaniu, że zna to miejsce. Wszystko znajdowało się tam, gdzie było to w jej głowie. Dziewczyna powoli podniosła się z ziemi i zauważyła, że jedną z rzeczy której nie kojarzy jest biała, lekka sukienka, którą miała na sobie. Miała tylko ją i medalion, nic więcej. Żadnych butów, spinki czy gumki na włosach. Kosmyki luźno opadały jej na plecy i twarz. Część z nich, tę, która wchodziła jej na oczy, Wiktoria wsunęła sobie za uszy. Ruszyła przed siebie, aż doszła do krzewów, za którymi - oczywiście - znajdowała się ścieżka, po czym nie odwracając się ani razu, nie mając najmniejszych złych przeczuć, poszła dalej.Wiktoria szła przed siebie podziwiając piękno mijanej przez nią natury, co jakiś czas zatrzymując się, by czemuś przyjrzeć się bliżej, lecz nigdy nie stawała na długo. Wiedziała, że musi iść, lecz nie mogła się powstrzymać, by nie przystanąć choć na moment, krótką chwilę. Widoki, które ukazywały się jej oczom, były wprost powalające. Kwiaty miały intensywniejszą barwę, niż kiedykolwiek, drzewa były bardziej wyniosłe i potężne, a zwierzęta mniej płochliwe - część z nich nawet podchodziła powąchać dziewczynę, jeżeli ta, stanęła w bezruchu. Choć Wiktoria nie pamiętała, by wcześniej widziała rośliny czy zwierzęta, wiedziała, że tak byc musiało. Przecież znała fakturę, tych zwierząt i roślin, ich przyzwyczajenia. Wiedziała nawet, gdzie jakie mieszkało, co było irracjonalne, biorąc pod uwagę, że nie znała nawet własnego imienia. Jedyną rzecz, której w tym obrazku brakowało, to zapachy. Im bardziej starała się coś wywęszyć, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że nie czuje niczego, prócz wanilii. Pomijając oczywiście ten tajemniczy, subtelny zapach, którego nie mogła rozszyfrować. Czując narastającą frustrację, Wiktoria podążała ścieżką, starając się rozwiązać zagadkę zapachu. Miała przeczucie, że jeżeli dowie się czym on jest, przypomni sobie o wiele więcej rzeczy, więc powoli, na spokojnie, starała się rozróżnić odczucia, jakie w niej budził ów tajemniczy zapach. Był znajomy, to pewne, ale miała też wrażenie, że musiała go czuć nieprzerwanie, przez szereg dni. Tak jakby non stop ją otaczał, nie tak jak perfumy, czy kwiaty. To czujesz przez chwilę, potem perfumy wietrzeją, kwiaty więdną. Ponad to, czuła w środku, że go nie lubi, że powoduje w niej nieprzyjemne odczucia. Nie drażnił jej w nozdrza, ale jeżeli by mogła, to by od niego uciekła i zapewniła siebie, że już nigdy nie będzie go musiała czuć. I na sam koniec, w niewytłumaczalny i irracjonalny sposób przerażał ją. Nie to, że kojarzył jej się źle, chociaż to też. Po prostu przerażał ją w sposób, w który przerażają jedynie najbardziej skryte lęki. Był subtelny, ledwie wyczuwalny, a przyprawiał ją o ciarki na karku. Dopiero po chwili zorientowała się, że to przerażenie było jej obce na polanie, a zaczęła je odczuwać, choć ledwo dostrzegalnie, gdy weszła na ścieżkę. Jednocześnie pogłębiało się z każdym krokiem bliżej celu i końca ścieżki. Uczucie to było tak intensywne, że Wiktoria zaczęła rozważać powrót na polane, na której czuła się - o ironio - tak bezpiecznie, jednak po pierwszej próbie powrotu, jej przerażenie przeszło w atak prawdziwej paniki. Dziewczyna nie była w stanie zmusić się do stanięcia w miejscu, a co dopiero do powrotu. Ze wszystkich sił starała się zatrzymać, lecz jej wysiłki spełzły na niczym. Jedynym efektem jej walki był fakt, że czuła się zmęczona, a wręcz wycieńczona, jak po jakimś ogromnym wysiłku. Wiktoria zagryzła usta i ponownie starała się zmusić własne ciało do współpracy ze wszystkich sił. Tym razem poszło jej nieco lepiej, ponieważ zwolniła, nieznacznie, ale zwolniła. Widząc to, na dziewczynę słynęła nowa nadzieja, więc spróbowała powtórzyć wysiłek, przygryzając wargę tak mocno, że poczuła strużkę krwi spływającą jej na podbródek. W tej samej chwili krzewy przed nią się rozrzedziły i Wiktoria wyszła na kolejna polanę. Różnica pomiędzy nimi polegała na tym, że na tej był postawiony dom. W dodatku nie byle jaki dom, lecz dom z czystego złota. Tak przynajmniej wyglądał. Słońce, stojące w najwyższym punkcie na niebie, słało swoje promienie wprost na budynek, potrajając efekt, który i pomimo tego zapierał dech w piersiach. Budowla wyglądała jak mały domeczek, zamieszkany przez leśnego drwala, który dla własnej uciechy poprawił jego wygląd, przemalowując go i dodając na werandzie i nad oknami ozdobne ornamenty koloru dojrzałej wiśni. W oknach wisiały białe firanki, nadając miejscu przytulne, wręcz domowe odczucie, sprawiając, że Wiktoria mimo całej swojej paniki zachłysnęła się tym pięknem. Jedyna rzecz nie pasująca do tego idyllicznego obrazka, to zapach, który go otaczał, wręcz wszystko przytłaczając. Był tak intensywny, że Wiktoria chciała zakryć usta i nos dłonią, lecz uświadomiła sobie, że jest zbyt zmęczona, by to zrobić, w dodatku, gdy patrzyła na budynek przed sobą, nie była pewna, czy jest sens walczyć dłużej z siłą, która zmuszała ją do wejście do środka. Niby dlaczego powinna? Dom był piękny, przyjazny i przytulny, a ona tak zmęczona i pragnąca odpoczynku. Jedyną nieprzyjemnością był zapach, do którego - była pewna - wcześniej czy później by się przyzwyczaiła, a nawet jeśli nie, nic jej to nie obchodziło. Tu było tak cudownie, po prostu idealnie. Chwilę później, dziewczyna przestała opierać się czarowi i prowadzona przez niego weszła powoli na werandę. Tu poczuła, że siła słabnie, tak, że mogła stanąć, choć dobrze wiedziała, że nie będzie w stanie zawrócić. Miała zbyt mało siły, poza tym spojrzenie na dom pozwoliło uciszyć trochę jej instynkt samozachowawczy, mówiący jej, że coś jest nie tak. Wiktoria uniosła dłoń i zamaszystym ruchem otworzyła drzwi, jednocześnie wchodząc do środka. Ledwo przekroczyła próg, gdy zrozumiała, że jej instynkt nie kłamał. Dom był cudowny, najpiękniejszy jaki kiedykolwiek widziała, kuszący - z zewnątrz. W środku był ruiną - ściany pokrywała odchodząca farba, wszędzie były pajęczyny i pająki, meble były pokryte niegdyś białymi prześcieradłami, a w powietrzu czuć było kurzem, ruiną i tym czymś czego Wiktoria nie mogła zidentyfikować. Aż do teraz. Teraz, gdy była w samym centrum tego koszmaru, przypomniała sobie cóż to za zapach - środki dezynfekujące. Nie wiedziała skąd tutaj ten zapach, ale odkąd zrobił się tak intensywny dokładnie wiedziała, że się nie myli. Nagle wszystko dookoła niej zaczęło trzeszczeć i skrzypieć. Z sufitu zaczęły sypać się kurz i pył niewiadomego pochodzenia, szyby w oknach zaczęły się trząść i wibrować. Wiktoria próbowała uciekać, ale nie była w stanie podnieść nóg. Nie miała siły walczyć z siła, która ją spętała jak sznurem. Jedyne co jej pozostało to krzyczeć ile sił w płucach, lecz tego nie zrobiła. Nie chciała okazać słabości, nawet jeżeli była sama i nikt by tego nie ujrzał. Jednak nawet jej duma klęknęła, gdy coś wysadziło szyby, tak, że odłamki wpadły do środka, raniąc dziewczynę. Krew poczęła ściekać jej po ciele, brudząc białą sukienkę, lecz nie tym najbardziej dziewczyna się przejmowała. Tuż przed nią dach począł się osuwać w dół w donośnym jękiem, swą lawinę pociągając w stronę Wiktorii. Dziewczyna starała się wyszarpnąć z niedostrzegalnym więzów i uciekać, lecz głęboko gdzieś z tyłu głowy, wiedziała, że się jej nie uda, że więzy nie puszczą. Gdy dach nad jej głową żałośnie jęknął, dziewczyna podniosła zapłakane oczy w górę i ujrzała jak sufit z zawrotną prędkością zbliża się do niej. Wiktoria nie miała siły nawet krzyknąć, więc po prostu zamknęła oczy i czekała na koniec. Kilka sekund później, cały budynek runął, pozostawiając po sobie zgliszcza zdradliwego budynku. Tysiące słów dalej, w innej rzeczywistości, Wiktoria leżała na łóżku w białej pościeli w małym pokoju szpitalnym. Była podłączona do EKG które na ten moment pokazywało dwie proste kreski. Dziewczyna miała zamknięte oczy i mylący spokój na twarzy. Przy jej łóżku stały trzy osoby - dwóch mężczyzn i kobieta. Jeden z mężczyzn parzył na respirator, trzymając w dłoniach rączki respiratora. Dwójka pozostałych dorosłych trzymała się w objęciach, po ich twarzach spływały obficie łzy. Kobieta zasłaniała usta dłonią, tłumiąc spazmatycznie łapane oddechy. Lekarz przeniósł wzrok z monitora, na dziewczynę, a następnie na jej rodziców.
- Przykro mi. Walczyła dzielnie, ale niektórych chorób nie można pokonać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alunia
Podpieracz ścian literackich
Podpieracz ścian literackich



Dołączył: 15 Sty 2013
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:55, 15 Sty 2013    Temat postu:

to jest ładne:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Nieoficjalne forum serwisu opowiadania.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin